Satyna - okrutny materiał, który ślizgiem wysuwa się spod stopki i
ucieka w najmniej oczekiwanym momencie. Idealny do wyprowadzenia z
równowagi osoby szyjącej, jak i Maszyny.
Satyna
kupiona została na początku działalności krawieckiej, ot, tak szumnie
nazywanej. Bo ładna. Satyna, nie działalność. Głębia koloru, świetny
dotyk (ale w lecie, w zimie było to zimne jak nie wiem). Potem powstała z
niej koszulka, której z litości nie pokażę. Chociaż krojona nożyczkami z
ząbkami - siepała się niemożliwie i ślizgała...
Kawałki
tego cholerstwa leżały i kwitły, aż wpadłam w sieci na tutoriale
poduszkowe. A ciąg poszewkowo - poduszkowy tkwi we mnie dalej, to
złapałam igłę, koraliki...
Koncepcja
zawiesiła mi się po przeleceniu materiału w kwadracik. Zajęło to
dłuższą chwilę, trochę supełków i porwanych nitek. Środka postanowiłam
nie wypełniać, zostawiając przypadkowe szczypanki. Bardzo ładne hasło
"szczypanki". Idealnie oddaje nastrój towarzyszący tworzeniu.
Pomysłu
na wykończenie poszewki absolutnie nie miałam, więc skończyło się na
dorobieniu poduszki i zamknięciu warstwy zewnętrznej ostatecznie. Wyszło
ozdobnie ewidentnie, nie przekonuje mnie przytulenie się do koralików:)
Kolory idealnie nie odpowiadają oryginałowi, ale i tak jest pięknie, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ann dziękuje za odwiedziny i opinie, a Maszyna zaprasza ponownie :)