logo

sobota, 28 marca 2015

Zaczytany needlebook

Bierzesz do ręki książkę, zaglądasz, a tam szpilka. Przewracasz stronę, a tam igła. Stwierdzasz, że coś jest nie tak, ale na kolejnej trafiasz na guziki. Co jest? Po prostu - needlebook. 

Uwielbiam czytać. Właśnie niedospana snuję się po mieszkaniu, bo do białego rana zaczytywałam się w książce "Kwiaty na poddaszu". Taka odskocznia od moich sztandarowych lektur. I zanim wpadnę na pomysł napisania książki, co jest obowiązkiem każdego, kto w dzisiejszych czasach umie czytać i wydaje mu się, że umie też naskrobać kilka sensownych słów, więc udziela się w internetach - postanawiam sobie książkę specjalną uszyć.


Oglądam w sieci zdjęcia przeróżnych książko-igielników, wszystkie są piękne, ja też chcę, żeby mój był piękny. Większość jest pastelowa, więc moja również będzie w tej konwencji. Sporo jest z kokardkami, o rany, zostanę przy kawałku koronki. Część jest różowa - wymiękam. Wybieram niebieski.

 
Dobieram starannie guzik, który ma złapać okładkę. To gotowiec, kupiony na za grosze w markecie (takie paczuszki po 6 sztuk). I kawałek gumki, która ma złapać guzik.
Wybieram filc, pastelowy oczywiście. Biel, prawie łosoś i trochę niebieskiego. I kilka mniejszych guziczków, które przymocowuję do jednej ze stron tej, jakże bogatej w swoim wnętrzu, książeczki.


Cztery wystarczą. Aha, wewnętrzna część okładki, to znane Wam już gwiazdy na szarościach. Zero różu. Zszyte, zmontowane, poskładane do kupy z przodującym niebieskim i pastelowymi arkuszami filcu. Wyciętego w ząbki, bo zabawniej.
I jeszcze miejsce na właściwą zawartość - igły, szpilki.


Znalazło się też miejsce dla agrafki, chciała bardzo towarzyszyć pozostałym akcesoriom. Przymocowane na kawałku bawełnianej tasiemki, od spodu, dla wzmocnienia, podszytej również paseczkiem filcu. Uzyskujemy w ten sposób efekt przestrzenny i wszystkie ostre końce sprzęcików łatwiej wbić.
Najwięcej czasu spędziłam nad kolorystyką główek szpilek, które miały wystąpić na zdjęciach. Pastelowa monotonia przełamana została czerwonym.


I to właściwie cała historia - książeczka dla efektu wypchała... wypchana została ocieplinką, przynajmniej żadna szpilka nie złoży zażaleń, że wiosna jeszcze nie za ciepła. A ja, sięgając po sieciowe inspiracje, zostałam z dodatkową, małą, słodką książeczką... tylko dla dorosłych :)  

4 komentarze:

  1. Rewelacyjny pomysł! Czy mogła byś wrzucić wykuj?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) Wykrój powstał metodą prób i błędów, spróbuję się do niego jeszcze raz przymierzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny pomysł - z materiału igły nie uciekają a z papierka ciągle mi się wysuwają :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. To działa, prawda! Łatwiej mi też znaleźć zapas igieł - książeczka jest większa, niż płaski kartonik. Od razu rzuca się w oczy :)

    OdpowiedzUsuń

Ann dziękuje za odwiedziny i opinie, a Maszyna zaprasza ponownie :)