Święta idą, zima idzie, czas prezentów. Póki co wszystko w toku, tylko mój własny prezent już gotowy. Czeka na szyciowe akcje w blokach startowych, nawet już gdzieniegdzie widnieje. No..., chwilowo podobnie jak słońce w grudniu, ale zawsze jest nadzieja :)
Cóż tu dużo pisać, małe są, rożki mają, literki są, ładnie, czysto i z wdziękiem. Wszywka wcale nie ma literówki, po prostu wpisałam w środek swoje imię, a właściwie podpis.
Duuużo miejsca na naukę wszywania, raz wystają bardziej, raz mniej. Zdarza się nawet, że wystają w zupełnie nieprzewidzianym miejscu, a nawet przodem do tyłu. Hmm, jest nadzieja - to kwestia czasu :)
W każdym razie bardzo mi się podobają i nie zawaham się ich użyć, czego dowody już wkrótce.
I mam wrażenie, że szyte przeze mnie przedmioty są takie... bardziej moje :)
Ależ to powinno być "Anna i maszyna", a nie jakieś niespersonalizowane "handmade"! ;-)
OdpowiedzUsuńA poważnie, to też tak miałam, kiedy sprawiłam sobie metki. Że te uszyte rzeczy są już skończenie moje.
Bardzo moje :) i choćby tylko dla mnie i najbliższych, to taki detal dużo robi :)
OdpowiedzUsuńA nad ich wyglądem myślałam i myślałam i wstępna wersja z użyciem imienia mi się podoba, maszynie zresztą też :) Następne wymyślimy inaczej!