logo

niedziela, 25 marca 2018

Cieplutko na koniec zimy

Temperatura ponoć wiosenna, ale nie dam się zwieść. Ubezpieczam też Helkę, w końcu nikt w domu marznąć nie może! Trochę czasu (zimnego) upłynęło, ale w końcu zdjęcia są, ciuchy są, można się pokazać w całej okazałości!

Szafa Helki powstaje... wolno, ale z przytupem. Na razie ma komplet zimowy i naprawdę jest on cieplutki. Płaszczyk (z podszewką!), buciki, czapka:


 Nie, śniegiem nas nie zasypało, to po prostu filtr na zdjęciach. A i jasność podkreśla zgrabnie dobrane kolory stylizacji. Wszystko pasuje i od razu robi się cieplej na sercu.


Jest czapeczka z wesołymi kropkami. No, dobrze - niebieski  do dopasowania jest tu odrobinę dyskusyjny, ale pasuje do oczu Helki. Nie mogłam jej odmówić! Załamanie przeżyłam jedynie przy rękawach płaszcza, dlatego na razie są surowe [podpowiedzcie, jak podszewkę wszyć w tak mały rękaw??]. Ale reszta podszewki, nawet ta w kapturze jest genialna. Lubię to!
                   I buciki. Szyte bardzo na "czuja", w końcu to kompletnie nie mój rozmiar, ale jakoś wybrnęłyśmy z sytuacji i skórka w stylu eko się poddała. Na tak małej powierzchni uważam to za spory sukces:


 I proszę, proszę, mamy tu powyżej również zaskoczenie z wykończeniem spódniczki, która jest dokładnie taka, jaką... sama chcę mieć. Jak tylko znajdę materiał. Szyta z koła, na gumkę, lniana z interesującym wzorem. I z lamówką!! Ok, może dla siebie chcę niekonieczne na gumce, ale za to z koła, why not?
Len, jak widać drodzy państwo, się gniecie, a Helka upadków zaliczyła kilka przy sesji, ale nie odbiera to uroku całości. I to złoto przebijające ukradkiem - tylko złoto mogło utrzymać ciężar odpowiedzialności i... wizerunkowości. ;)

A teraz detale na porę, gdy się zrobi cieplej. Mianowice bluzeczka. Mikro bardzo, rękawki tak bardzo, wykończenie [mnie przy szyciu] tak bardzo, bardzo, że wygląda to profesjonalnie, prawda?


Ach te kolory, żywe, zjedzone przez filtr. W każdym razie - bluzeczka jest zielona, ma mini golfik i mankietki. Malutkie, cieplutkie, z dzianinki. Jak się słońce utrzyma, będzie jak znalazł.
A ponieważ Helena, to kobietka z klasą, to potrafi gustownie zaprezentować całość swojej zimowej stylizacji nawet w pionie:


Aż się cieplej robi, jak się widzi uśmiech (i brwi!) i taki piękny zestaw! Aż chciałoby się powiedzieć, żeby ta zima trwa... Nie, no żartuję przecież. Wystarczy. Stanowczo wolę wyższe temperatury, a i sukienka na wiosnę dla tej pannicy nie wydaje się skomplikowana przy tych wszystkich wariacjach z małymi elementami. Dlatego te rękawy mnie poddały, mówiąc wprost. Albo ja się poddałam. Eh...

A na koniec kulisy sesji do najnowszego krzyku [rozpaczy] mody w wykonaniu H.


To była szybka kocia przebieżka, jak widać po ostrości. I nie zabrakło spotkań nos w nos, gdyby ktoś pytał. ;)


sobota, 11 listopada 2017

Co stworzyłam, jak mnie nie było

Dobry wieczór,
szczególny niejako, bo za chwilę minie spooooro czasu, kiedy od szycia (i pisania o tym), gładko przeszłam do szycia i zdjęć. I tyle. A przecież szyć lubię. I pisać też. I na dowód tego pokażę Wam kilka rzeczy, które w międzyczasie powstały. Trochę też popiszę...

Rzecz szczególna również: zdjęcia są moje, prywatne na miarę czasów i nie ruszone zębem... poprawiania urod... czegokolwiek. Takie uszyte. Po prostu trzeba w nich zobaczyć wewnętrzną urodę kolejnych uszytków.;)

Na pierwszy rzut idzie rogal podróżny. Widziany w sieci jako bliski rzut na gładki ścieg, z dodatkiem żabek. Zanim dotarł do adresata, ten co prawda już z żabek wyrósł, ale cieszył się podobno tak samo, jak w czasie trwania miłości do płazów.


Podróżuje się z rogalem bardzo smacznie, podobnie sprawa wygląda ze snem. Hurra! Czyli młodemu facetowi można dogodzić choćby bielą i puchem. A to książę!


W planie mam więcej takich rogali. Albo podróży? Ale nie bójcie się, nie wszystkie będą w żabki...
Za to jak już nabrałam rozpędu i stwierdziłam, że trzeba wyjść do świata i czas na coś większego...

- Serio gadasz???

To znalazłam materiał, który idealnie pasuje do pewnej kobietki, zakochanej w nadrukowanej na bawełnie bohaterce. Na szczęście zdążyłam się zmieścić w czasie z tą miłością ;)


I powstała torba formatu A4, która świetnie mieści wszystkie kobiece, najbardziej na świecie przydatne i nieoczywiste rzeczy. Nawet kolorowe. I ma szerokie uszy, bo najbardziej nie cierpię wbijających się w ramię "cienizn".


Aha, remont, o którym może wspominałam?, trwa w najlepsze. Dalej. Stąd poszukiwania najlepszego kadru zakończone... - Czy mamy tutaj chociaż kawałek jasnej szmaty? bo białej ściany nie uświadczysz!? Za to znalazł się kawałek gościnnego materiału, z którego postanowiłam uszyć Helenę. Co niektórzy już ją widzieli, ale na pewno nie w takiej wersji...


Siedzi, nie marudzi, w wersji ostatecznej ma nawet twarz. I brwi. Ale to za chwilę. Bo w międzyczasie zużyła mi się moja opaska oczna do moich własnych słodkich snów. Musiałam prywatną zaślepkę sobie stworzyć od nowa. Tym razem wybrałam wersję luksusową [na szczęście na porannej gębce nie odbija się ta cała koronka].


No i git, śpi się dobrze, gumka trzyma, [lakier z paznokci już nie]. Dlatego rozbrykana dobrym snem, a sen to podstawa, wiadomo!, postanowiłam na prezent dla młodej gospodyni stworzyć zestaw kuchenny. Czerwień, biel, krata - czy może być lepiej? Noo, może, jak dodamy trochę fioletowej. Kraty. To było w wakacje, a komplet służy do dziś. Tak słyszałam.


Oczywiście rzucanie się na szycie lalek ma swoje plusy i minusy. Oglądam więcej pięknych zdjęć w sieci, podziwiam i patrzę jak cudnie to wszystko zrobione. I ja też tak już potrafię! Mistrzyni! Jak zszyte! Jak równo dopasowane! Jak...???


Dlatego wydaje się, że jednak pewnych rzeczy za szybko nie przeskoczymy. Sytuację na szczęście dało się uratować. Czekając na wenę twórczą, na tapetę wrzuciłam koty. Jakie koty są - każdy widzi:


Można głaskać, można tulić, nawet kokardki zmienić, jak komu przyjdzie ochota. A jak się zakłaczą na amen - można wyprać w pralce bez szkody dla kociego zdrowia.

- Wyprać???

I ostatnie etapy zaawansowania o których nie wiedzieliście. Bo i niby skąd, skoro tu, na blogu, cisza totalna od wszech czasów. Albo wszechczasów, bo to też rozpowszechnione. Pozdrowiłam więc Asie:


I, jakby co, w dalszym ciągu pozdrawiam, chociaż to tylko część tajnego planu. Kminiąc po godzinach jak zrobić to i owo, postanowiłam się zatroszczyć o Helenę, bo jednak: z głową na karku, czy w [...] [cztery litery!] - w obecnej porze roku może być jej trochę zimno, prawda? Dostała już pierwsze ciuszki, ale one jeszcze nie dostąpiły zaszczytu premiery zdjęciowej, więc pokażę tylko zryw obuwniczy. [ale brwi ma, serio!]


Założone ręce wyraźnie sygnalizują, co Helena sądzi o naszej współpracy. Ale powoli, powooooli, zrobi się! Tymczasem miałam do wykończenia [siebie, ale to przez te wszystkie otwory - potwory] większy napis, który dzisiaj pokażę Wam pierwszy raz. Tylko raz.


Widać wyraźnie, na jaką skalę zakrojona była akcja "Asia". Dużą, możecie wierzyć. I tym wielkim akcentem kończę na dziś. Zapewne były po drodze inne uszytki, ale nie wszystko jest w pamięci i na zdjęciach. Nie zamilknę też ponownie na wieki, bo właśnie się wygadałam za wszystkie czasy i... zamierzam jeszcze z tej możliwości skorzystać. ;)

środa, 2 grudnia 2015

Trochę słońca - komplet dla Avy

Tutaj grudzień, a ja w zaległościach znalazłam... komplecik, który od dobrych paru tygodni testuje kilkumiesięczna użytkowniczka rzeczy milusich, kolorowych, cieplutkich i bajeranckich. Kilka takich bajerów pokażę Wam dzisiaj.

Przede wszystkim zaczęło się od motylka. Wszyscy wiedzą - podusia z płaskim środkiem, co by główka nie uciekała na boki. Sprawdza się w podróży, w czasie spania, jest ładna i funkcjonalna. O, to właśnie ta:


Wszystko pięknie, ale pewnie niektóre z Was pamiętają, że spowodowała ona szyciową wizytę w szpitalu mojej ręki. Tak właśnie bywa, gdy chce się przewlec nitki szydełkiem, skutecznie unieruchamiając z jego pomocą motyla, szydełko i palec... Na szczęście druga wersja motylka powstała już bez strat własnych.


Kolorowa bawełna z łowickim wzorem, słoneczne minky i naprawdę nie rozumiem, dlaczego wzbudziło to taką sytuację na oddziale SOR-u. Lekarze się nie znają! :)
Dodatkiem do motyla był kocyk, który ma spełniać dwie funkcje: otulać i jednocześnie robić za wkładkę do wózka albo fotelika samochodowego. Udało się!


Przy tym uszytku poszło gładko, godziny nabierania wprawy przy minky dały dobry rezultat. Więcej walki było z bajerami, czyli dziurkami na przewleczenie pasów fotelika. Ale Maszyna ze swoim zygzakiem poradziła sobie śpiewająco!


Rozstaw dziurek dopasowany do wybranego wcześniej fotelika, do dziś nie szyłam nic podobnego, więc ostatecznie nie wiem - dobry pomysł z tym zygzakiem? Czy można było mniej pokrętnie?


Dzięki bajeranckiemu zygzakowaniu warstwy kocyka trzymają się na miejscu. I tutaj wystąpiła łowicka bawełna z minky, co by dziewuszkę otulać i ogrzewać. Fakt, kocyk trafił do właścicielki sporo czasu temu, teraz, na zimę, dodałabym jeszcze ocieplinę do środka. Wiadomo, zimno jest.
A jako dodatek specjalny, taki bajer już zupełny - do kompletu dołączyły koniki. Wzbudziły one sensację i okazało się, że one nie są takie całkiem zwyczajne - to niemal koniki z Dalarna!


Dumnam z siebie niesamowicie, że takie rzeczy potrafię! Nie groziło mi tu szydełko, ani humory Maszyny - po prostu szycie poszło gładko! W roli ekspozytora wystąpi tu co prawda kij od szczotki, ale kto powiedział, że musi być hiper stylowo? :)



Bo te rżące koniki, to zawieszki są, proszę ja Was. I można je spotkać przypięte do wózka małej Avy. Bajer, prawda?


Jesteśmy z Maszyną dumne, a właściwie z moją szpitalną ręką, że tak ładnie, prawie bez przeszkód, tak zgrabnie i z polotem - że uszyłyśmy to wszystko. :) A poniżej komplet w... komplecie i kuń jak żywy!


Słoneczny komplet się spodobał, a ja życzę wszystkim Wam więcej słońca w te grudniowe dni. :)

wtorek, 29 września 2015

Słodkich jesiennych snów

Jesień zaczęła się na dobre, a moje najnowsze uszytki nadają się bardziej na poranne słońce, zaglądające w okna. Ale nie przesadziłam - wędrują one aktualnie po obrzeżach południowej Francji, gdzie akurat słońca nie brak i nawet można kąpać się w rzece, jak donoszą. Przynajmniej pasują kolorystycznie!

Domowy remont trwa w najlepsze, dlatego te drobne uszytki powstały już jakiś czas temu. Teraz, ze względów bezpieczeństwa, Maszyna zabezpieczona i schowana jest tak dobrze, że sama mam problem ją znaleźć. Ale mam kilka zdjęć sennych rzeczy.


Wszelkie odcienie niebieskości były w tym wypadku najmilej widziane, a kwiatuszki ponoć stanowią mistrzostwo świata - no, wierzę, cóż mi pozostało!


Rejwach remontowy naprawdę trwa, dlatego w ostatnich chwilach bez kurzu/gruzu/pyłu udało mi się zaanektować kawałek biurka na zdjęcia. Nie było łatwo, a blat nie jest biały. Jak widać. Za to doskonale widać poduszki podróżne i do spania, sztuk dwie.


Do kompletów poduszkowych przygotowałam opaski na oczka. Specjalnie na francuskie, słoneczne poranki. Lepiej się w nich śni/budzi, prawda?


Miękka bawełna, otulająca naszą szyję, głowę i mięciutka opaska z delikatną gumką, prosto z zaprzyjaźnionych Koralianek, gdzie też są... koraliki, ale chyba byłoby ciężko w nich spać!?

"Oczka", zaślepki, czy też po prostu: opaski, są dwustronne. Tak dla pewności strona pierwsza:


I strona druga:


Aż mi się spać zachciało! Aż żałuję, że obie opaski wybyły i nie mam żadnej dla siebie. Chyba trzeba będzie to uzupełnić!


 I te mięciutkie poduszki, wypełnione kulką silikonową, ze wspaniałą, kwiatuszkową bawełną prosto z Szyciarni, cuda - wianki!

Dużo do szycia to tu naprawdę nie było, ale jaki senny efekt!


Cóż, wracam do remontowych porządków, a Wy trzymajcie proszę kciuki za mój szybki powrót do szycia! W planach jest właśnie zagospodarowanie kącika szyciowego na miarę Maszyny. :) 

sobota, 5 września 2015

Narzuta z czerwonym

Polecenie było takie: uszyj narzutę na łóżko, najlepiej z dużą ilością czerwonego, ale taką dla dziewczynki. Aha, żeby ta narzuta to też jako pled/przykrywka/kocyk/mata/wszystko mogła służyć! Nie powiem, poskładało mi się wszystko w myślach i tak pocięłam materiały, że wyszło... 

Wymiary narzutki, mogącej też służyć za pelerynkę w dziewczęcej zabawie, to 80*100cm, zgodnie z zamówieniem.


Jest czerwono, są gwiazdki dla miłych snów i całkiem zgrabnie to wygląda po złożeniu. Pojawiają się elementy szarości, dla przełamania tej ilości czerwieni, ale! jest i róż i są serduszka, w końcu to dla małej księżniczki!


Szarość mamy na obrzeżach pledu, jakoś tak pięknie te boki wyszły, że ohoho!! Nie dość, że dopasowane do wymaganej wielkości, to jeszcze wzór na bawełnie idealnie zgrał się z moimi oczekiwaniami i stworzył piękny margines!


Poszczególne elementy mojego marginesu przeszyłam według linii, które wyznaczył wzór. Ponieważ w środku mamy dość grubą ocieplinę - całość tworzy przestrzenne wrażenie i bardzo mi się podoba. Chyba nawet jestem dumna z tego pomysłu! A zdjęcie powyżej dodatkowo przybliża nam tło użyte do zdjęć - piankę tapicerską o grubości 3cm, co prawda nie wykorzystaną w produkcji narzuty, a jedynie przy obijaniu kuchennego narożnika. Jak patrzę na te zdjęcia, to aż żałuję, że ją pocięłam!
Czas odkryć wnętrze zamówienia:


Złożone z kwadratów bawełnianych, posiadających czerwień (tak miało być w założeniu), trochę bieli dla rozjaśnienia, szarość, którą osobiście uwielbiam i... ptaszki w barwach odpowiednich do sytuacji. Środek narzuty jest decydujący i przedstawia imię właścicielki, naszyte na wierzchu (o rany jak ten zygzak mnie zmęczył!), również wpasowane w oczekiwane rozmiary całości dzieła. No, proszę Was - toż to jest dzieło prawie patchworkowe, z pikowaniem, fantazją i... w ogóle, czego tam nie ma! Jestem z siebie dumna!


Mam nadzieję, że Hania jest równie zadowolona, bo jak dla mnie (posłużę się określeniem starszych wyg pikowania) motanie się z tą kanapką nie było łatwe. Nie dość, że przygotowanie wierzchniej warstwy, to jeszcze ocieplina (dość gruba) i spód, brakowało tylko sałaty i plasterków ogórka do pełni szczęścia! Dawno już nie użyłam tylu szpilek na raz! Ale pewnie każda z Was wie o co chodzi.


Moje dumne dzieło w całości powyżej, a dla pewności - nie, ono nie jest krzywe, bądź ściągnięte szwami - to po prostu ustawienie aparatu nad pstrykaną rzeczą... Aha, co do kanapki z ogórkiem: jedna ptaszyna wyróżnia się zielonym umaszczeniem. Tak dla odmiany.
Jakoś tak harmonijnie mi się to ułożyło w tym szyciu, ale przyznaję, jako że narzuta powstała już jakiś czas temu - że spróbowałabym teraz inaczej ułożyć niektóre elementy..., ktoś coś dostrzega?

Całościowo:
No, było z tym trochę pracy, ale całkiem zabawnej. Żadna szpilka nie została ranna. Wykorzystane materiały pochodzą z mojej ulubionej Szyciarni. A materiał w serduszka z szarościami pokochałam całkowicie.

Dodatkowo:
Co mniejsze uszytki lub zdjęcia okolicznościowe znajdziecie też na moim profilu na Facebooku, bo przecież jak można go nie mieć! :)
A całkiem dodatkowe zdjęcia i... właściwie tylko zdjęcia, ale za to przeróżne, znajdziecie na moim świeżym Instagramie. Tam to dopiero jest ciekawie!

wtorek, 19 maja 2015

Park maszynowy rośnie w nowym otoczeniu

Nie było mnie tu długo, aż odwiedziłam własnego bloga i... o kurczę, pisałam o kurczakach? Święta znaczy? Chyba przesadziłam... Toteż wracam, chwilowo króciutko, chwilowo malutko, ale jak tylko znajdę Maszynę...

Bo musicie wiedzieć, że życie moje i Maszyny przewróciło się do góry kopytkami i zmieniłyśmy miejsce zamieszkania. Oprócz nas miejsce zmienił też narzeczony, adoptowany kot, dwa tysiące kartonów (pakowałam rzeczy twarde) i gdzieś ze dwieście worków (pakowałam rzeczy miękkie). Plus wiele innych, niezbędnych, acz nie zawsze koniecznych (wrodzone chomikarstwo) przedmiotów.

No - i ja się znalazłam. Maszyna jeszcze nie. Gdzieś jest. Ale w albumie ze zdjęciami znalazłam takie, niepublikowane, na których widać, że park maszynowy zaczął się rozrastać jeszcze przed przeprowadzką.


Zdjęcie oryginału zobaczone w necie, dobór materiałów własny, przeciągnięcie nici też. Prawie jak w Maszynie :) Prawie wydaje mi się, że nawet gdzieś je tu, w nowym metrażu widziałam...


Wydaje mi się też, że prawie sobowtór Maszyny powstał gdzieś niepokojąco blisko owych wspomnianych świąt - z tego tytułu widzę tu lekkie podobieństwo uszytka do... baranka... Za to poniżej zdjęcie z moim chwilowo firmowym słoikiem szyciowych różności. Nie chcę się powtarzać, ale też mam wrażenie, że gdzieś w czasie przeprowadzki mi mignął...


Ogólnie wracam do normy szyciowej, jak wiadomo nowy dom wymaga nowych rękawic kuchennych, ściereczek, zasłonek, narzut na łóżko, poduszek, kocyków, serwetek, chyba też żelazka, deski do prasowania i odkurzacza, ale o to ostatnie na razie nie będę się spierać. Najważniejsze, że już jest pralka :)


Z tej perspektywy maszynka wygląda już nie jak baranek, ale przynajmniej mały źrebak... Zaraz, czy ja właśnie powyżej zrobiłam publiczną listę najbliższych planów szyciowych?? Tylko gdzie jest Maszyna? Dobrze, że chociaż internet działa...

sobota, 4 kwietnia 2015

Wesołych Świąt!

Wszyscy obsypują się pisankami, babkami i wielkanocnymi atrakcjami. Też chcemy!

W pieleszach domowych skupiliśmy się na poszukiwaniu zajączków i kurek, które uszyłam ja, a kot usilnie stara się zgarnąć cały przychówek dla siebie. Podzielimy się - w końcu są święta!!

Wszystkiego dobrego dla Was w te piękne dni, aktualnie słoneczne! Chociaż ze słońcem najciekawiej - święconkę przysypał mi dziś śnieg :)